środa, 5 listopada 2008

Grzybobranie

To był cichy październikowy wieczór. Słońce już kryło się w oddali za wysokim grzbietem Kaukazu. Odcienie czerwieni kładły się na wieczornych chmurach i prześwitującym przez nie zachodnim niebie. Ze wschodu dochodził szum coraz bardziej cichego Morza Kaspijskiego. Wszystkie te okoliczności koiły niespokojne dusze, utulały w miejscowej oazie spokoju, zgodnej z naturą i otaczającym światem.
Czyste powietrze zmieszane z ostrym górskim klimatem i morską słoną bryzą odurzało „zaczadzony” umysł od „wyziewów” metropolii Baku.
Rankiem trudno było się dobudzić z głębokiego nabrańskiego snu. Po śniadaniu, w promieniach słońca oddaliśmy się głębi lasów, szumowi liści na drzewach i ich szelestowi na liściastym dywanie. To była odnaleziona na północy Azerbejdżanu złota polska jesień.
W grabowym lesie przywitało nas morze opieńków i nieliczne wyspy kań. Gdzie niegdzie, jak samotny biały żagiel płynął zagubiony maślak lub zapomniany kozak. Pełny kosz opieńków wypełniał się w tempie wzburzonych fal.
W czasie grzybobrania towarzyszyły nam borsuki, zaniepokojone o swoje domostwa. Wilki i szakale odeszły na dzień w głąb lasu, by wieczorem powrócić na żer.
W końcu grzybobranie zamieniło się w hurmozbiory. Teren Quby i Xacmazu słynie z zagłębia wielu owoców. Na terenie naszej działki również rosły dwa drzewa hurmy, które dopiero teraz pokazały nam swoje owoce http://dom.gazeta.pl/ogrody/1,72164,1674024.html. Pierwsze stadium to karaliok – twardy i słodki miąższ. Drugie stadium to mięciutki miąższ (z tego co było twarde), soczysty, słodki i pyszny. Podobnoobno dobrze wpływa na serce http://www.biology.pl/owoce_egzotyczne/My%20Webs/kaki1.htm.
Wieczorem wśród Lezginów kosztowaliśmy różne typy warieni – z czereśni, czarnej jagody, ajwy z orzechami i wiśni, które popijaliśmy ciepłą herbatą. Rozgrzewka ta pozwoliła przetrwać nam nadchodzące już niestety chłodne noce.
Slajdy w albumie.

wtorek, 19 lutego 2008

Kolos

Patrząc leniwie przez okno mojego biura zobaczyłem nie spodziewanie na ulicy powiew biało – czerwonej flagi, która była przymocowana do mini maszciku osadzonego na rowerze. Rower prowadził umorusany bakińskim błotem młody cyklista w kasku. O rany ! Przecież to Polak i co on tu u diabła robi o tej porze roku. Szybko wybiegliśmy na ulicę zapraszając na strawę i ewentualną pomoc.
Podróżnikiem okazał się Sylwester z Goleniowa. Wszyscy zadawali dużo pytań skąd, kiedy, dlaczego, itp. Po pierwszym posiłku , a przy pierwszej kawie dowiedzieliśmy się, że jego podróż trwa już pół roku. Jedzie z Norwegii przez kraje nadbałtyckie. Musiał wracać przez Polskę, ponieważ jego rower produkcji polskiej Unibike troszkę się rozsypał. Pomogli mu w Krakowie jego koledzy i doprowadzili rower do stanu używalności. Teraz powoli wysiada mu łańcuch.
Dalsza jego podróż prowadziła przez Słowację, Rumunię, Bułgarię, Turcję, Gruzję do Azerbejdżanu.
W Turcji jechał przez metrowe zaspy, Gruzja też była zaśnieżona. W Tbilisi czekał 5 dni na wizę azerbejdżańską. Przez ten czas pozwiedzał trochę miasta i okolic. Zwrócił uwagę na widoczną na ulicy niezamożność. Granicę przekraczał na Czerwonym Moście, jechał przez Gance aż do Baku. Po drodze temperatura wynosiła – 20 stopni Celsjusza. Pierwszy raz pupa przymarzała mu do siodełka, skamielina lodowa na błotniku hamowała koła, twarz szczypała.
Dalsza część podróży miała być przez Iran i Turkmenistan, jednak wiza tranzytowa przez Iran uniemożliwia tę trasę. Przejazd do Rosji też jest niemożliwy dla nie obywateli WNP.
Pozostał mu lot do Urumqi – Chiny i dalsza podróż przez ten kraj, gdzie oczy poniosą.
Sylwester spełnia swoje dziecięce marzenia. Zarabiał na wycieczkę przez pięć lat. Jest piekarzem. W czasie swojej podróży podgląda sposoby wypieku chleba.
Szerokiej drogi i daj znać, gdzie jesteś i jak było !!!!
Popatrz www.kolosy.pl



czwartek, 3 stycznia 2008

Nowy Rok


I mamy już kolejny Nowy Rok 2008. W Azerbejdżanie to nasz drugi Nowy Rok.
Spędziliśmy go we wspólnym gronie znajomych. Sprawdzonym, zabawowym i pełnym humoru. Tańce trwały do około 5.00 – 6.00. Trudno jest teraz wskazać dokładną godzinę zakończenia, gdyż mogłaby by to być subiektywna ocena, nieznacznie przyćmiona zmęczeniem, wypitym alkoholem oraz wołaniem mojej żony, jak zdarta płyta “Adaś – idziemy do domu”.
Jadłospis był typowo sylwestrowy, a podany Strogonow i żurek wzmocniły niejedną personę tej nocy.
Nowy Rok zawitał do nas dwa razy.
Pierwszy Azerbejdżański (21.00 czasu polskiego) - po przemówieniu jedynego i wybiciu północy, lampka szampana . Z tarasu podziwialiśmy sztuczne ognie, które w tym roku były na światowym poziomie. Ponad półgodzinny spektakl "ogniowy" na placu Azadliq bawił tłum Bakińców na największej dotychczas imprezie pod gołym niebem, z laserami, światłami, dj -ami z Europy i rodzimymi wykonawcami.
Drugi Polski (3.00 czasu azerbejdżańskiego)– właściwy, ze wspólnym odliczaniem godziny dwunastej, tęsknym widokiem Warszawy. Ponownie szampan, życzenia.
A jaki będzie ten rok ?
Jak zwykle lepszy. Na pewno taki, jak nim pokierujemy przy odrobinie szczęścia i łaskawości losu.